4 tom paruzyjny – wykład VII – str. 289

Zgromadzenie narodów i przygotowanie żywiołów

że tam, gdzie jeden człowiek, mimo tych wszystkich starań, bywa wrzucany do owego straszliwego rowu, tam dwóch lub trzech stoi krok od jego krawędzi. Te szacunkowe obliczenia, wskazujące na dwadzieścia do trzydziestu procent naszej ludności, która ciągle musi odpędzać wilka biedy od swoich drzwi, owe przerażające wątpliwości, znajdują wystarczające potwierdzenie w dobrze znanych, choć odosobnionych akcjach dobroczynnych przeprowadzanych w Nowym Jorku.’

      W 1890 roku oficjalnie odnotowano w Nowym Jorku 239 samobójstw. Sprawozdania sądowe, jak nigdy dotąd, pełne są przypadków prób samobójczych. ‘Jesteś’, mówił naczelny sędzia miejski Smyth, zwracając się do biednej istoty, która szukała ucieczki w śmierci przez skok do East River, ‘drugim przypadkiem usiłowania samobójstwa, jaki pojawia się w naszym sądzie dzisiaj przed południem. A’, mówił dalej, ‘nie przypominam sobie, żeby w ogóle kiedykolwiek było tak wiele prób samobójczych, jak w ciągu ostatnich kilku miesięcy.’

      Nad setkami, tysiącami naszych obywateli powoli, lecz nieuchronnie, zapada noc ubóstwa i rozpaczy. Są oni świadomi jej nadejścia, ale powstrzymanie jej postępów jest poza zasięgiem ich możliwości. ‘Każdego roku czynsze rosną, a zarobki maleją, i co my możemy na to poradzić’, powiedział pewien robotnik na temat perspektyw na przyszłość. ‘Nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji’, gorzko dodał i trzeba przyznać, że perspektywy są bardzo ponure, jeśli szybko nie zostanie podjęta jakaś radykalna reforma ekonomiczna, gdyż podaż na rynku pracy rośnie znacznie szybciej niż popyt. ‘Dziesięć kobiet na jedno miejsce pracy, choćby najgorsze’ brzmiało obojętne stwierdzenie pewnego urzędnika, który niedawno przeprowadzał ukierunkowane badania w zakresie pracy kobiet. ‘Setki dziewcząt’, pisze dalej ten sam autor, ‘rujnuje swoją przyszłość i traci zdrowie w dusznych, niedostatecznie wietrzonych magazynach i warsztatach, a mimo to dziesiątki innych przybywają co tydzień ze wsi i małych miasteczek, by zająć zwolnione miejsca pracy’. I nie wyobrażajmy sobie, że Nowy Jork jest pod tym względem wyjątkowym miastem. To co dzieje się w metropolii, jest pod pewnymi względami typowe dla każdego wielkiego miasta w Ameryce. W odległości strzału armatniego od Beacon Hill w Bostonie, gdzie dumnie wznosi się złota kopuła Kapitolu, mieszkają setki rodzin, które powoli umierają z głodu i duszą się, rodzin, które dzielnie walczą o zaspokojenie najprostszych potrzeb życiowych, podczas gdy z roku na rok ich sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna,

poprzednia stronanastępna strona