4 tom paruzyjny – wykład VII – str. 290

Zgromadzenie narodów i przygotowanie żywiołów

walka o chleb coraz bardziej zażarta, a widoki na przyszłość coraz bardziej posępne. W rozmowie jeden z tych umęczonych ludzi powiedział z pewnym smutkiem i przygnębieniem, znamionującym brak nadziei, a może i przytępioną wrażliwość, która uniemożliwiała mu uchwycenie pełni straszliwego znaczenia swych słów: ‘Słyszałem raz o człowieku zamkniętym przez pewnego tyrana w żelaznej klatce, której ściany codziennie przesuwały się bliżej niego. Aż w końcu, ściany klatki były tak blisko siebie, że każdego dnia wyciskały już po kawałku życia z tego człowieka, a wydaje mi się’, powiedział on, ‘że w pewnym sensie jesteśmy w sytuacji cał­kiem podobnej do tej, w jakiej znalazł się tamten człowiek, gdy bowiem widzę, jak codziennie wynosi się te małe skrzynki, mówię czasem do żony: Znowu wyciśnięty został kawałek życia, któregoś dnia wyniosą nas także’.

      Odwiedziłem ostatnio ponad dwadzieścia mieszkań czynszowych, w których życie toczy walkę ze śmiercią, w których z cierpliwym heroizmem, dalece przewyższającym śmiałe zwycięstwa odniesione wśród podniosłych okrzyków pól bitewnych, matki i córki bez przestanku trudzą się z igłą w ręku. W wielu domach widziałem przykutych do łóżka inwalidów. W ich zapadłych oczach i zmizerowanych obliczach wyraźnie można było przeczytać historię miesięcy, a może lat powolnego umierania śmiercią głodową w nędzy, w przyprawiającym o mdłości odorze oraz w niemal powszechnym brudzie tych socjalnych piwnic. Tutaj dopiero uzyskuje się bolesną świadomość upiornego głodu i wszechobecnego strachu. Serca tych wygnańców przez całe życie ściśnięte są miażdżącym ciężarem lęku. Nieustannie staje im przed oczyma obraz właściciela pojawiającego się w drzwiach z nakazem eksmisji. Na każdym kroku prześladuje ich strach przed chorobą, gdyż dla nich choroba oznacza brak możliwości zapewnienia rodzinie choćby skromnego wyżywienia, koniecznego do utrzymania się przy życiu. Rozpacz w obliczu niepewnej przyszłości najczęściej zatruwa im nawet chwilę spoczynku. Taki jest obecnie wspólny los cierpliwych i utrudzonych robotników w slumsach naszych wielkich miast. Na twarzach większości z nich można zobaczyć wyraz ponurego smutku i niemej rezygnacji.

      Czasami jednak w ich zapadniętych oczodołach zabłyśnie jakieś kapryśne światło, nieszczęsny błysk zdradzający tlące się jeszcze ognie niezatartej świadomości doznanych krzywd. Podświadomie czują oni, że los polnych zwierząt jest bardziej radosny, niż ich przeznaczenie. Nawet jeśli jeszcze zmagają się od świtu aż do późnej nocy,

poprzednia stronanastępna strona