4 tom paruzyjny – wykład VI – str. 265

Babilon przed wielkim sądem jego zamieszanie – kościelne

zabiegają oni o to, by ich siła oddziaływania została zwiększona o głosy katolickie. Stąd też wyrażają oni gotowość pójścia na niemal każde ustępstwo, zaprzedając nawet swą wolność religijną, okupioną krwią męczenników, aby tylko pozyskać do współpracy kościół rzymskokatolicki. Posłuchajcie ich propozycji wyrażanych przez najważniejszą gazetę tej grupy, The Christian Statesman [Chrześcijański Mąż Stanu], które brzmią tak:

„Jeśli tylko [członkowie kościoła rzymskokatolickiego] zechcą współpracować w zakresie przeciwstawiania się rozwojowi politycznego ateizmu, chętnie podamy im rękę do współpracy.” I znów: „Nasze pierwsze oferty mogą spotkać się z odmową, gdyż czas jeszcze nie dojrzał do tego, by kościół rzymski uścisnął rękę innego kościoła jako takiego. Nadszedł jednak czas, by posuwać się do przodu i z zadowoleniem godzić się na współpracę w każdej formie, do jakiej będą oni gotowi przejawiać chęć. Taki jest jeden z wymogów sytuacji.” Czcigodny S. F. Scovel (prezbiterianin).

To samo czasopismo wskazało jednocześnie na obowiązek rządu Stanów Zjednoczonych: „Naszym środkiem zaradczym przeciwko wszystkim szkodliwym wpływom jest skłonienie rządu, by ustanowił moralne prawo, uznając Boski autorytet, który za nim stoi, oraz miał pod kontrolą wszystkie religie, które nie potwierdzają tej zasady.” Owszem, „wymogi sytuacji” istotnie narzucają religijnym władzom chrześcijaństwa konieczność zajęcia osobliwych pozycji i nawet niezbyt spostrzegawczy obserwator zauważy, że koła rozwoju religijnego kręcą się wstecz, a wolność religii może w niektórych przypadkach zostać nagle zniesiona.

Duchowny episkopalny, pastor F. H. Hopkins, w artykule opublikowanym przez The Century Magazine napisał:

„Jednego jestem pewien: Gdyby w czasie któregokolwiek z wielkich rozłamów w chrześcijaństwie w przeszłości sytuacja w kościele była taka, jak obecnie, oraz gdyby umysły i temperamenty tych, którzy się odłączali, były takie jak obecnie wśród przedstawicieli zapoczątkowanych przez nich ruchów, to prawdopodobnie nie doszłoby w ogóle do żadnego rozłamu [bardzo słuszne spostrzeżenie!]. Owa zmiana po obu stronach jest dla mnie dowodem, że Bóg jedności i miłości w swoim czasie i na swój sposób gromadzi nas wszystkich z powrotem do siebie. [Jednak dla tych, którzy nie są

poprzednia stronanastępna strona