5 tom paruzyjny – wykład IX – str. 216
Chrzest, świadectwo i pieczęć Ducha Pojednania
to błogosławieństwo, muszą wejść do społeczności z tym Kościołem, Ciałem Chrystusa. W inny sposób nie da się tego osiągnąć. Nie mamy tu na myśli członkostwa w jakimś ziemskim kościele – kościele metodystów, prezbiterian, luteran, rzymskich katolików czy jakiejkolwiek innej ludzkiej organizacji. Mówimy o członkostwie w ekklesia – zborze, którego członków można bez wątpienia rozpoznać jedynie przez to, że posiadają świętego ducha miłości, potwierdzonego przez różne owoce i poświadczonego tak, jak wcześniej widzieliśmy.
Ktokolwiek prawdziwie łączy się z Chrystusem, a zarazem prawdziwie łączy się ze wszystkimi członkami Ciała Chrystusowego, nie musi się modlić o przyszłe lub teraźniejsze błogosławieństwa Pięćdziesiątnicy, lecz może z radością i ufnością patrzeć w przeszłość na tamto pierwsze błogosławieństwo Pięćdziesiątnicy i błogosławieństwo, jakie spłynęło na Korneliusza i uznawać te błogosławieństwa za dowody przyjęcia Kościoła jako całości, jakie Ojciec dał poprzez Chrystusa. Takie Boskie zarządzenie powinno być dla wszystkich zupełnie wystarczające. Nie mówimy, że nasz Pan pała gniewem wobec tych, którzy na skutek swoich błędnych myśli proszą o niezgodne z Jego wolą powtarzanie Pięćdziesiątnicy; przypuszczamy raczej, że wybaczy im nieświadomość i niewłaściwe modły, bez zmieniania swoich planów i zarządzeń, zsyłając im błogosławieństwo – takie błogosławieństwo, na jakie pozwolą ich błędne oczekiwania i zaniedbanie Jego Słowa – przyjmując wzdychanie ich ducha do niebiańskiej wspólnoty.
Dziwne, że ci drodzy przyjaciele, nieustannie modlący się o chrzty ducha świętego, nie zwrócili nigdy uwagi na fakt, że apostołowie nie modlili się o przyszłe Pięćdziesiątnice ani też nie zalecili takich modlitw Kościołowi. Czy ci przyjaciele uważają samych siebie za mądrzejszych od natchnionych apostołów, bardziej od nich świętych albo też bardziej pragnących napełnienia duchem? Ufamy, że nie są oni powodowani tak samolubnymi i zarozumiałymi wyobrażeniami i że ich uczucia są jedynie jak uczucia nieświadomych dzieci, które bezmyślnie żądają od pobłażliwych rodziców, niekiedy ku ich zdenerwowaniu, zbędnych i nigdy nie obiecywanych błogosławieństw i łask, które nie mogą im być dane.