6 tom paruzyjny – wykład X – str. 426
Chrzest Nowego Stworzenia
w imię Ojca, Syna i ducha świętego”. Po chwili dziecko zmarło, a doktor i ksiądz opuścili dom. „Przybył ksiądz w ostatniej chwili” – powiedział lekarz. „Jeszcze dwie minuty i byłoby za późno. Czy mogę spytać, jakie buty ksiądz nosi?”. „Wsuwane” – odpowiedział tamten. „Cóż za szczęście!” – wykrzyknął doktor. „Gdyby to były buty sznurowane, nie zdążyłby ksiądz na czas i jakaż to byłaby tragedia dla dziecka!”
Wielu bardziej oświeconych chrześcijan zapewne zaprzeczyłoby takim fałszywym i przesądnym poglądom, że Bóg mógłby oddać nieochrzczone niemowlę diabłom na wieczne męczarnie lub uczynić mu podobną krzywdę. A jednak ci sami ludzie okazują wielką troskę na myśl o tym, że jedno z ich dzieci mogłoby umrzeć bez tego sakramentu. Ludzie mniej oświeceni z pewnością wierzą z przekonaniem w konieczność tego rytuału i panicznie boją się konsekwencji jego pominięcia. Wielki jest wciąż wpływ pochodzący z minionych stuleci błędnych nauk, z „wieków ciemnych”.
Dowody na to, że owe mylne poglądy na istotę, potrzebę i skuteczność chrztu powstały już w drugim wieku, znaleźć można w History of Doctrine [Historia doktryn] Hagenbacha, §72. Później, za czasów Konstantyna, pojawił się podtrzymywany przez Tertuliana (De Bapt., rozdz. 18) pogląd, że chrzest, mając wielką magiczną moc zmazywania przeszłych, lecz nie przyszłych grzechów, powinien odbywać się jak najpóźniej, tuż przed samą śmiercią. Jeszcze później pociechą dla umierających stało się „ostatnie namaszczenie”; czyniono natomiast starania, by jak najwcześniej pozyskiwać wszystkich do kościoła. „Św.” Augustyn nauczał, że „nie ma zbawienia poza kościołem”, czego konsekwencją stała się nauka głosząca, że niemowlęta nieuczynione członkami kościoła „idą na zatracenie”. Od tego czasu datuje się powszechne praktykowanie chrztu niemowląt. Duch kościelnictwa od samego zarania dążył za wszelką cenę do powiększenia swego wpływu i liczebności członków. Skalano w ten sposób pogląd na prawdziwy charakter