4 tom paruzyjny – wykład VI – str. 247
Babilon przed wielkim sądem jego zamieszanie – kościelne
i luksusem. Nie myślcie, że mówię tu o przypadkowych, peryferyjnych, czy wyjątkowych miejscach najgłębszej nędzy. Jest to zjawisko powszechne, ogarniające cały kontynent. Dołóżcie do tego głód, nagość, zezwierzęcenie, pozbawcie ten obraz jakiegokolwiek oczekiwania na lepsze jutro i napełnijcie tym Afrykę, napełnijcie tym Azję. Zagęśćcie tę wizję tłumem mężczyzn, kobiet i dzieci, których liczba dwudziestokrotnie przewyższa populację wszystkich waszych wielkich miast, miasteczek, wiosek i osiedli – dwudziestu na każdego mieszkańca waszych wszystkich stanów i terytoriów – a i to jeszcze obraz nie będzie w pełni odpowiadał rzeczywistości.
Teraz dołóżcie do tego obrazu moralny cień braku Boga i nadziei. Pomyślcie o tych milionach nieszczęsnych ludzi, żyjących na tej ziemi jak zwierzęta i nie oczekujących, żeby na świecie miało pojawić się coś lepszego. Pamiętajcie przy tym, że istoty te są takimi samymi ludźmi jak my, że ich serca żywią takie same ludzkie uczucia i mogą zostać oczyszczone i uszlachetnione. Gdyby te kraje, tak udręczone nieszczęściami, miały to, co my moglibyśmy im dać, to mogłyby nam dorównać, a wiele z nich być może stanęłoby wyżej. Domalujcie jeszcze na naszym obrazie niebo bez gwiazd, poszarpane góry, które rzucają długie, ponure cienie, powieście gęste zasłony wzdłuż brzegów morskich i horyzontów krajobrazu, zaciemnijcie przeszłość, a przyszłość ułóżcie w coraz ciemniejszą noc, napełnijcie ten straszliwy mrok twarzami głodnych mężczyzn o ponurych twarzach, kobiet pogrążonych w smutku i dzieci pozbawionych nadziei – oto pogański świat, narody, o których prorok w starożytnej wizji pisał, że ‘siedzą w krainie i w cieniu śmierci’. Do nich nie dotarła jeszcze światłość. Przez całą długą, długą noc siedzą oni cicho w ciemnościach, czekając na światło poranka.
Tysiące milionów ludzi siedzących w krainie i w cieniu śmierci, w tej samej krainie, w której dwadzieścia pięć wieków temu mieszkali ich ojcowie, siedzi i oczekuje w milczeniu, przechodząc przez życie w tak krańcowym ubóstwie, że nie są w stanie zaspokoić swoich nawet najbardziej prymitywnych potrzeb. Miliony z nich żywią się korzeniami, roślinami i innym przypadkowym pokarmem, jakiego może im dostarczyć sama natura nie ujarzmiona rozsądkiem. Niektórzy z nich, żyjący w krajach na wpół cywilizowanych, rządzonych przez pewne formy rządów, usiłujących na swój sposób uregulować problem ubóstwa i rozwijać przemysł, zostali obrabowani ze swych oszczędności przez lokalnych tyranów i chcąc pracą