4 tom paruzyjny – wykład VII – str. 351
Zgromadzenie narodów i przygotowanie żywiołów
niż dawniej. Niewielki, ale regularny dochód zapewnia znacznie większe poczucie bezpieczeństwa, niż większa suma zarabiana nieregularnie. Gdyby każdy robotnik miał zapewnione prawo zarobienia na podstawowe potrzeby, to większość zagadnień, które nas obecnie nurtują, zostałoby rozwiązanych w sposób naturalny. Obecna sytuacja z pewnością nie napawa optymizmem. W czasie niedawnych straszliwych mrozów dodatkowo zatrudniano ludzi przy odśnieżaniu ulic przez cztery godziny dziennie za 6 pensów na godzinę. Tysiące bezrobotnych gromadziło się przed bramą urzędu już od 4 rano, żeby znaleźć się na przodzie kolejki. Stali tam trzęsąc się z zimna, wygłodzeni i zrozpaczeni, aż do godziny 8, kiedy to otwierano urząd. Szturm, jaki wtedy następował, przypominał rozruchy. Ludzie byli dosłownie zadeptywani na śmierć w tym potwornym tłoku wywołanym możliwością zarobienia 2 szylingów (48 centów). Podwórze urzędu zostało zdemolowane. Głodni ludzie zwartą masą, popychani przez tysiące innych, którzy tłoczyli się z tyłu, wyłamali mury i bramy, gdyż chcieli zdobyć pracę. Trudno byłoby tych ludzi nazwać próżniakami.
Przeciętny zarobek niewykwalifikowanego człowieka w Londynie, nawet jeśli odpowiada on związkowym wymaganiom, wynosi zaledwie 6 pensów na godzinę. Na prowincji jeszcze mniej. Szczegółowe badania wykazały, że kwota poniżej 3 gwinei [63 szylingi] tygodniowo nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb przeciętnej rodziny składającej się z dwojga dorosłych i trojga dzieci, nie mówiąc już o towarach luksusowych. Bardzo niewielu robotników w Anglii zarabia tyle, albo przynajmniej w tych granicach. Wykwalifikowany robotnik jest szczęśliwy, jeśli dostaje 2 gwinee [42 szylingi] na tydzień przez cały rok, a robotnik może mówić o szczęściu, jeśli uda mu się zarobić 24 szylingi (5,84 dolara) przez siedem dni, z czego jedna trzecia idzie na czynsz. Tak więc życie rodziny nawet najlepiej opłacanych robotników utrzymuje się na granicy ubóstwa. Zaś nawet krótki okres bezrobocia nieuchronnie spycha ich poniżej granicy nędzy. Dlatego właśnie mamy tak wielu nędzarzy.
Londyn liczy obecnie 4,3 miliona mieszkańców. Sześćdziesiąt tysięcy rodzin (300 tysięcy osób) ma średni dochód tygodniowy nie przekraczający 18 szylingów, co skazuje ich na życie w stanie ustawicznego niedostatku. Jeden na ośmiu mieszkańców Londynu kończy życie w hospicjum albo przytułku. Co szesnasty może być